Miał w nogach niemal dwa razy tyle czasu w klatce, co drugi z finalistów – jego odwieczny rywal z Krakowa. Wcześniej, w półfinale walczył godzinę. – Gdy wróciłem do hotelu, ledwo udało mi się wejść po schodach – wspomina. A finał był tego samego dnia, kilka godzin później.
To były mistrzostwa zorganizowane z ogromnym rozmachem. Mecz odbywał się w szklanej klatce, ustawionej na rynku w Kielcach. Była publiczność. – Już na rozgrzewce czułem, że moje nogi odżyły. Potem był pierwszy set, którego jeszcze przegrałem. Ale trzy kolejne to był mój koncert – gdy o tym opowiada, świecą mu się oczy. – Ponad 4 lata byłem numerem jeden na liście, ale to złoto to coś więcej, największy tryumf w karierze – dodaje.