- Marcin Maciocha
- Rodzina Babolat

Większość zawodników w jego wieku już dawno zawiesiła rakietę na kołku. A on ciągle gra. Przemek Atras mając 38 lat jest jedynym Polakiem powyżej 30 roku życia w TOP5 rankingu Polskiego Związku Squasha. W 2018 roku był Mistrzem Polski, w 2021 roku kolejny raz numerem jeden w Polsce.
Gdy się spotykamy, akurat kończy trenować klienta. Choć ostatnie kilkanaście minut treningu grają na punkty, nie jest nawet spocony. – To moja ósma godzina zajęć – mówi, gdy go o to pytam. Nie wygląda na osobę zbliżającą się do 40-stki. Trochę ponad 80 kilogramów przy 180 centymetrów wzrostu. – To jedna z zalet squasha. Gdy trenuję sam lub gram na punkty spalam ponad 1000 kalorii na godzinę. Pokazuje mi na potwierdzenie dane w aplikacji w swoim telefonie. – Mierzę to wszystko dla bezpieczeństwa – dodaje.

Przemek Atras: "Squash od razu mi się spodobał. Czułem, że to moja gra"
Mój sport
Jest jednym z ostatnich liczących się zawodników z generacji tych, którzy nie grali w squasha od dzieciństwa. Zaczął na studiach, próbując tego stosunkowo nowego wtedy sportu z kolegami z sekcji tenisa. – Zawsze byłem sprawny fizycznie i lubiłem różne dyscypliny, ale w tej grze coś mi od razu się spodobało. Jakby była stworzona dla mnie.
Szybko robił postępy. Zaczął grać w turniejach, awansował na liście. Już na trzecich Mistrzostwach Polski zdobył brąz. W kolejnych przegrał w finale. Potem znowu trzecie miejsce. – Byłem naprawdę blisko, o krok. Ale się nie udało – wspomina. Potem przyszło kilka trudniejszych lat. – Z zawodowej gry w squasha nie da się żyć, tak jak z niektórych sportów. Pracowałem jako trener. Urodził się mój syn - Mikołaj. Ale, choć mniej, ciągle startowałem w turniejach.

Przemek Atras z synem Mikołajem i żoną Anią
Największy sukces
Aż nadszedł 2018 rok.
– Nie wiem jak mi się udało wygrać Mistrzostwo Polski. Gdy doszedłem do finału, byłem wrakiem człowieka.
Miał w nogach niemal dwa razy tyle czasu w klatce, co drugi z finalistów – jego odwieczny rywal z Krakowa. Wcześniej, w półfinale walczył godzinę. – Gdy wróciłem do hotelu, ledwo udało mi się wejść po schodach – wspomina. A finał był tego samego dnia, kilka godzin później.
To były mistrzostwa zorganizowane z ogromnym rozmachem. Mecz odbywał się w szklanej klatce, ustawionej na rynku w Kielcach. Była publiczność. – Już na rozgrzewce czułem, że moje nogi odżyły. Potem był pierwszy set, którego jeszcze przegrałem. Ale trzy kolejne to był mój koncert – gdy o tym opowiada, świecą mu się oczy. – Ponad 4 lata byłem numerem jeden na liście, ale to złoto to coś więcej, największy tryumf w karierze – dodaje.

Przemek Atras: "Potrafiłbym każdego przekonać do spróbowania squasha"
Promotor squasha
Jest niezwykle aktywny w mediach społecznościowych. – Na początku nie wiedziałem, czy to robić. Ale zawsze chciałem nie tylko grać, ale i promować sport. Myślę, że gdybym zaczepił kogokolwiek na ulicy, potrafiłbym go przekonać, żeby spróbował squasha. Trenuję innych, także w innych miastach. Szkolę trenerów. Przez ponad rok prowadziłem w Krakowie swój klub. I w „realu” i w sieci pokazuję to, co kocham – tłumaczy.
Plany? Klub squasha na kilkanaście kortów.
Do kiedy będzie grał?
– Jak widzę, że mam szansę dojść do piłki, to biegnę. I ciągle mi się to udaje.
Rozmawialiśmy 6. lutego 2022 roku.
Zdjęcia: Jacek Rokowski, Stach Leszczyński